Kiedy Hermiona wreszcie doszła do
siebie, pierwszą rzeczą, jaką ujrzała, był leżący na ziemi
Severus, wokół którego z dramatycznymi minami zgromadzili się
czarodzieje, na czele z Dumbledore'em, który podtrzymywał głowę
Snape'a. Czyżby stało się najgorsze?
- Severusie! – Hermiona rzuciła się z
rozpaczą ku Mistrzowi Eliksirów, była bliska płaczu.
Upadła na kolana, złapała go za rękę.
Pytająco spojrzała na dyrektora.
- Niestety, panno Granger – powiedział
Albus Dumbledore. – Uzdrawianie profesora Snape'a zajęło nam tyle
energii, że już nie mamy siły na nic innego poza siedzeniem wokół
niego w malowniczych pozycjach.
- Ale przeżyje??!
- Cóż, nie ma powodu sądzić, że nie,
ale może być bardzo osłabiony…
- Dajcie spokój, wstaję! – zawołał
niespodziewanie Snape. – Severusa nic nie rusa!
Wstał i zrobił kilka kroków przed
siebie, ale był słaby i zaczął się zataczać. Chwycił za pień
jakiegoś drzewa i rozejrzał się dookoła, podziwiając ogólne
pobojowisko. Ślady niedawno stoczonej bitwy były widoczne gołym
okiem, choć wypalony i wyjałowiony grunt zaczęły błyskawicznie
porastać połacie trawy, a młode drzewa i krzewy, przebijając się
tu i ówdzie, porozwalały prymitywne chaty zbudowane przez
mieszkańców obozu. Na ziemi leżeli to śmierciożercy, to
członkowie gangu miotłocyklowego, nieprzytomni albo jeszcze gorzej.
Wszędzie było pełno aurorów. Spisywali śmierciożerców i
zakuwali ich w żelaza. Gdzieś w tle mignął Hagrid prowadzący na
sznurku bardzo wychudzoną akromantulę.
- To już jest koniec, nie ma już nic –
zanucił Snape.
Nagle zobaczył Lucjusza Malfoya w
łachmanach i z osmaloną twarzą. Trzymał go w podwójnym nelsonie
krzak, którego godzinę wcześniej jeszcze w tym miejscu nie było.
- No weź, ojciec, ale mi narobiłeś siary
– mówił Draco z przyganą.
- Tak, ty zdrajco krwi! – krzyczał
Lucjusz. – Tak, chciałem zdobyć władzę nad światem
czarodziejów, wykończyć szlamy i uczynić mugoli naszymi
niewolnikami. Wcale się tego nie wypieram! A wiesz, dlaczego?! Bo
myślałem o twojej przyszłości, ty niewdzięczniku!!!
- Papa, don't preach! – odpyskował
młody Malfoy i odszedł w stronę zachodzącego Pottera.
Hermiona tymczasem też dochodziła do
siebie po zaklęciu, które rzucił na nią Walruss. Kręciło jej
się w głowie i momentami czuła ogólne symptomy idiotyzmu.
Niebawem odszukała Rona, który siedział pod drzewem, pił Ognistą
i wyglądał na mocno zmacerowanego.
- Słuchaj no, Mionix – powiedział. –
Czuję się już lepiej, ale wszystko widzę jak przez mgłę. Nie
wiesz czasem, co się ze mną działo przez cały ten czas?
- Neośmierciożercy rzucili na ciebie
wzmocnioną wersję Imperiusa – wyjaśniła panna Granger. –
Przez to stałeś się… właściwie następcą Voldemorta. Twierdziłeś nawet, że nazywasz się Mordred Riddle!
- Ale jaja! – stwierdził zaszokowany
Weasley. – A ty co w tym czasie robiłaś?
- Jestem nauczycielką eliksirów w
Hogwarcie.
- Ho, ho! Wygryzłaś Snape’a?
- Jest moim opiekunem stażu. – Spuściła
wzrok. – I w ogóle… kimś więcej niż kolegą z pracy.
- Jesteś z tym nietoperzem? – zdziwił
się Ron. – A co z nami?
- Wiesz co, Ron… - pannie Granger z trudem
przechodziły te słowa przez gardło, ale nie miała innego wyjścia.
– Nie mogę być z kimś, kto tak spustoszył las Sherwood i w
dodatku był jeszcze wodzem śmierciożerców. Wiem, że nie byłeś
wtedy całkiem sobą, ale i tak… nie mogę.
- No to trudno – odpowiedział Ron. – I
tak nie było między nami chemii.
Pociągnął z gwinta, a Hermiona ruszyła
dalej. Rozglądała się za Severusem, który po tym wszystkim mógł
być w lekkim szoku. Nie musiała długo szukać. Na skraju polany
stał dwuszereg smętnych, zrezygnowanych śmierciożerców. Przed
dwuszeregiem stał Mistrz Eliksirów i bezlitośnie nabijał się z
pokonanych, śpiewając: A ja wam mówię, wszystko ch…
- Daj spokój – zwróciła się do niego.
– Znęcasz się nad pobitymi? Twoja dawna natura wychodzi na
wierzch.
- Nie tylko ona, ma belle – odparł
Snape.
Ale Hermiona straciła chęć do przyjaznej
sprzeczki z nim, ponieważ właśnie coś dostrzegła. W cieniu
jednego z drzew leżała drobna sylwetka, znana jej aż za dobrze,
choć miała na sobie szarą szatę, a nie mundurek Slytherinu.
- To Vesperia Blackbird! – krzyknęła i
rzuciła się pędem w jej kierunku.
Jedenastoletnia śmierciożerczyni leżała
nieruchomo i wyglądała jak wyrzucony przez kogoś kłębek
nieszczęścia. Hermiona ostrożnie uklękła przy niej i sprawdziła
puls.
- Żyje – stwierdziła z ulgą. – Myślę,
że powinniśmy ją adoptować.
- Czyś ty zwariowała?! – krzyknął
wstrząśnięty Severus. – Próbowała nas zabić, i to kilka razy!
- Pewnie miała trudne dzieciństwo,
wyprowadzimy ją na prostą.
- Ale… tego, no… ona chyba ma jakichś
rodziców, nie?
- Nie przejmują się nią za bardzo, harują
w mugolskiej korporazji. Odbierze się im prawa i będziemy
mieli slytherińską córeczkę. No popatrz, Severusie, jaka jest
śliczna, kiedy akurat nie płacze.
- Nie płacze, bo jest nieprzytomna! Teraz
ci się na macierzyństwo zebrało? A gdyby tak adoptować każdego
jednego ucznia z problemami? Może od razu cały Hogwart?
- Widzisz lepsze wyjście? Może ma trafić
do tego czarodziejskiego poprawczaka w północnej Kornwalii albo z
powrotem do rodziców, którzy dopuścili, aby zeszła na złą
drogę?
Snape wzruszył ramionami.
- Widzę lepsze wyjście. Zmywajmy się stąd
jak najszybciej, jestem skonany.
Hermiona jednak nie zamierzała odpuszczać
- Mam pomysła – zadeklarowała. –
Prześpię się z ojcem Vesperii, żeby matka się z nim rozwiodła.
Wtedy ty się z nią ożenisz, żeby dostać prawo do opieki. Będzie
cię na pewno bić i zaniedbywać, ja będę świadkiem. Wtedy
orzekną rozwód z jej winy i Vesperia zostanie przy tobie.
- To chyba dość trudne do przeprowadzenia.
- Och, daj spokój! Będziemy przecież mieć
dostęp do tajnego skarbca śmierciożerców! No spójrz, naprawdę
nie chciałbyś wyprowadzić tego maleństwa na właściwą drogę?
Chodźmy do Dumbledore’a, on będzie wiedział, co robić.
Snape wydął policzki, aby następnie
refleksyjnie wypuścić powietrze.
- Dobra, co mi tam. Nie po to jesteśmy
czarodziejami, żeby podejmować racjonalne decyzje.
Schylił się i wziął Vesperię na ręce.
- Nie takie znów maleństwo! – stęknął
z wysiłkiem. – W wieku jedenastu lat już się trochę waży!
- Widać za mało na siłownię chodzisz.
Z pewnym wysiłkiem – ale nie aż tak
wielkim, jak mu się z początku zdawało – Snape zaniósł
Vesperię do byłej szopy Krwawego Lorda. Buzująca zieleń już w
dużej części ją rozsadziła, ale ocalał jeszcze jeden z rogów,
w którym Dumbledore urządził sobie prowizoryczne biurko z deski
położonej na dwóch kociołkach.
- Kogo ty mi tu znowu przynosisz, Severusie?
– zdziwił się dyrektor Hogwartu.
- To jest Ślizgonka, która załatwiła
Szafrańcową i podpaliła naszą pracownię. Minus milion dwieście
osiemnaście dla Slytherinu!
- Ach tak – odparł Dumbledore. –
Wygląda na to, że trzeba ją będzie pociągnąć za konsekwencje.
Do rudery wszedł
uzdrowiciel, aby zgłosić przybycie na miejsce zdarzenia ekipy
wezwanej od św. Munga. Albus kazał mu przy okazji ocucić zaklęciem
Vesperię. Uczennica wstała z wyraźnym trudem i spojrzała z
przerażeniem na dyrektora.
- A więc, młoda damo – stwierdził
Dumbledore – masz na koncie zabójstwo jednej osoby i próbę
zabicia dwojga następnych, nie mówiąc o ogólnym szerzeniu chaosu
w Hogwarcie. Zdajesz sobie sprawę, że to się kwalifikuje jako
sprawowanie naganne?
Vesperia Blackbird rzuciła się ku
Hermionie, mocno ją obejmując w pasie.
- Panno Granger, kocham panią! Przepraszam
za to wszystko, naprawdę przepraszam! Nie chciałam robić w szkole
zamieszania! I pani dziewczynie też nie chciałam uciąć głowy! To
wujek Synchroniusz mi kazał to wszystko robić! Wujek Synchroniusz
jest straszny, boję się go…
- Walruss to jej wujek? – zdziwił się
Dumbledore.
- Wujek nas wszystkich – warknął Barty
Crouch, którego akurat aurorzy wyprowadzali w kajdankach. –
Tak kazał na siebie mówić.
- A propos, co z nim? – zapytała
Hermiona,
- Już go złapali – wyjaśnił dyrektor.
– Próbował się wywinąć, wmawiając aurorom, że nazywa się
Maciej Korbowa, ale zdradziła go Bellatrix.
- To oznacza koniec śmierciożerstwa –
powiedział Snape. – Przynajmniej w tej postaci, jaka istnieje
dzisiaj. Cieszysz się, Hermiono?
Trudno było się nie cieszyć. Prawie
wszyscy zwolennicy Synchroniusza Walrussa zostali już wywiezieni,
rannych opatrzono, a las Sherwood powoli odzyskiwał teren
zagarnięty przez koneserów czarnej magii. Mroczni Miotłocykliści
Blaise’a Zabiniego sformowali się w czwórki i odlecieli,
intonując pełną sprośnych dwuznaczności “Pieśń o szlabanie
Snape’a”, w której często powtarzały się słowa “Nie ma
lepszego od Severusa Snapego”. Kolejna wojna była wygrana.
Po dwóch tygodniach Snape, Hermiona,
większość Slytherinu i połowa Gryffindoru zgromadzili się na
rozprawie przed czarodziejskim sądem dla nieletnich. Było to wkrótce po tym, jak w “Proroku Codziennym” ukazał się materiał Rity Skeeter o Ronie Weasleyu, zatytułowany: “Byłem synem Voldemorta, ale dostałem strzałą w kolano”.
- Rozpatrzywszy wszystkie okoliczności w
sprawie dotyczącej przestępstw popełnionych przez oskarżoną na
podstawie artykułu ene-due-rabe w związku z artykułem
hickory-dickory-dock Kodeksu Czarodziejskiego – powiedział
sędzia – niniejszym sąd uznaje Vesperię Blackbird winną
zarzucanych jej czynów i skazuje na piętnaście lat pozbawienia
wolności. Z uwagi na młody wiek i wykazaną chęć poprawy,
oskarżona będzie w trybie artykułu tere-fere-bara-bara-patataj
odbywać karę w postaci aresztu domowego na terenie Szkoły
Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jednocześnie, jako tymczasowych
opiekunów skazanej na czas odbywania kary, wyznacza się pana
Severusa Snape’a i pannę Hermionę Granger.
Ogłoszenie wyroku spotkało się z euforią
i wściekłością. Rob Hephaestus i Dick Longbottom, podobnie jak
inni wielbiciele Hermiony, nie wiedzieli, co o tym myśleć, więc na
wszelki wypadek tylko narobili hałasu, aż sędzia musiał kazać
opróżnić salę.
Kiedy po rozprawie skazana i jej wyznaczeni
opiekunowie znaleźli się na sądowym korytarzu, Vesperia
energicznie rzuciła się Hermionie na szyję.
- Tak się cieszę, panno Granger! –
zapiszczała ekstatycznie. – Wiem, że popełniłam zbrodnię, ale
z taką opiekunką, jak pani, gotowa jestem ponieść karę!
Severus westchnął twardo.
- Dam sobie z tym radę – powiedział bez
przekonania. – Przecież nie jestem idiotą.
Ruszył szybko przed siebie, oglądając
się ku Hermionie i jej podopiecznej.
- No, idziecie? Musimy wracać do Hogwartu,
bo od poniedziałku znowu do roboty!