poniedziałek, 2 października 2017

Rozdział 21




Kiedy Hermiona wreszcie doszła do siebie, pierwszą rzeczą, jaką ujrzała, był leżący na ziemi Severus, wokół którego z dramatycznymi minami zgromadzili się czarodzieje, na czele z Dumbledore'em, który podtrzymywał głowę Snape'a. Czyżby stało się najgorsze?
- Severusie! – Hermiona rzuciła się z rozpaczą ku Mistrzowi Eliksirów, była bliska płaczu.
Upadła na kolana, złapała go za rękę. Pytająco spojrzała na dyrektora.
- Niestety, panno Granger – powiedział Albus Dumbledore. – Uzdrawianie profesora Snape'a zajęło nam tyle energii, że już nie mamy siły na nic innego poza siedzeniem wokół niego w malowniczych pozycjach.
- Ale przeżyje??!
- Cóż, nie ma powodu sądzić, że nie, ale może być bardzo osłabiony…
- Dajcie spokój, wstaję! – zawołał niespodziewanie Snape. – Severusa nic nie rusa!
Wstał i zrobił kilka kroków przed siebie, ale był słaby i zaczął się zataczać. Chwycił za pień jakiegoś drzewa i rozejrzał się dookoła, podziwiając ogólne pobojowisko. Ślady niedawno stoczonej bitwy były widoczne gołym okiem, choć wypalony i wyjałowiony grunt zaczęły błyskawicznie porastać połacie trawy, a młode drzewa i krzewy, przebijając się tu i ówdzie, porozwalały prymitywne chaty zbudowane przez mieszkańców obozu. Na ziemi leżeli to śmierciożercy, to członkowie gangu miotłocyklowego, nieprzytomni albo jeszcze gorzej. Wszędzie było pełno aurorów. Spisywali śmierciożerców i zakuwali ich w żelaza. Gdzieś w tle mignął Hagrid prowadzący na sznurku bardzo wychudzoną akromantulę.
- To już jest koniec, nie ma już nic – zanucił Snape.
Nagle zobaczył Lucjusza Malfoya w łachmanach i z osmaloną twarzą. Trzymał go w podwójnym nelsonie krzak, którego godzinę wcześniej jeszcze w tym miejscu nie było.
- No weź, ojciec, ale mi narobiłeś siary – mówił Draco z przyganą.
- Tak, ty zdrajco krwi! – krzyczał Lucjusz. – Tak, chciałem zdobyć władzę nad światem czarodziejów, wykończyć szlamy i uczynić mugoli naszymi niewolnikami. Wcale się tego nie wypieram! A wiesz, dlaczego?! Bo myślałem o twojej przyszłości, ty niewdzięczniku!!!
- Papa, don't preach! – odpyskował młody Malfoy i odszedł w stronę zachodzącego Pottera.
Hermiona tymczasem też dochodziła do siebie po zaklęciu, które rzucił na nią Walruss. Kręciło jej się w głowie i momentami czuła ogólne symptomy idiotyzmu. Niebawem odszukała Rona, który siedział pod drzewem, pił Ognistą i wyglądał na mocno zmacerowanego.
- Słuchaj no, Mionix – powiedział. – Czuję się już lepiej, ale wszystko widzę jak przez mgłę. Nie wiesz czasem, co się ze mną działo przez cały ten czas?
- Neośmierciożercy rzucili na ciebie wzmocnioną wersję Imperiusa – wyjaśniła panna Granger. – Przez to stałeś się… właściwie następcą Voldemorta. Twierdziłeś nawet, że nazywasz się Mordred Riddle!
- Ale jaja! – stwierdził zaszokowany Weasley. – A ty co w tym czasie robiłaś?
- Jestem nauczycielką eliksirów w Hogwarcie.
- Ho, ho! Wygryzłaś Snape’a?
- Jest moim opiekunem stażu. – Spuściła wzrok. – I w ogóle… kimś więcej niż kolegą z pracy.
- Jesteś z tym nietoperzem? – zdziwił się Ron. – A co z nami?
- Wiesz co, Ron… - pannie Granger z trudem przechodziły te słowa przez gardło, ale nie miała innego wyjścia. – Nie mogę być z kimś, kto tak spustoszył las Sherwood i w dodatku był jeszcze wodzem śmierciożerców. Wiem, że nie byłeś wtedy całkiem sobą, ale i tak… nie mogę.
- No to trudno – odpowiedział Ron. – I tak nie było między nami chemii.
Pociągnął z gwinta, a Hermiona ruszyła dalej. Rozglądała się za Severusem, który po tym wszystkim mógł być w lekkim szoku. Nie musiała długo szukać. Na skraju polany stał dwuszereg smętnych, zrezygnowanych śmierciożerców. Przed dwuszeregiem stał Mistrz Eliksirów i bezlitośnie nabijał się z pokonanych, śpiewając: A ja wam mówię, wszystko ch…
- Daj spokój – zwróciła się do niego. – Znęcasz się nad pobitymi? Twoja dawna natura wychodzi na wierzch.
- Nie tylko ona, ma belle – odparł Snape.
Ale Hermiona straciła chęć do przyjaznej sprzeczki z nim, ponieważ właśnie coś dostrzegła. W cieniu jednego z drzew leżała drobna sylwetka, znana jej aż za dobrze, choć miała na sobie szarą szatę, a nie mundurek Slytherinu.
- To Vesperia Blackbird! – krzyknęła i rzuciła się pędem w jej kierunku.
Jedenastoletnia śmierciożerczyni leżała nieruchomo i wyglądała jak wyrzucony przez kogoś kłębek nieszczęścia. Hermiona ostrożnie uklękła przy niej i sprawdziła puls.
- Żyje – stwierdziła z ulgą. – Myślę, że powinniśmy ją adoptować.
- Czyś ty zwariowała?! – krzyknął wstrząśnięty Severus. – Próbowała nas zabić, i to kilka razy!
- Pewnie miała trudne dzieciństwo, wyprowadzimy ją na prostą.
- Ale… tego, no… ona chyba ma jakichś rodziców, nie?
- Nie przejmują się nią za bardzo, harują w mugolskiej korporazji. Odbierze się im prawa i będziemy mieli slytherińską córeczkę. No popatrz, Severusie, jaka jest śliczna, kiedy akurat nie płacze.
- Nie płacze, bo jest nieprzytomna! Teraz ci się na macierzyństwo zebrało? A gdyby tak adoptować każdego jednego ucznia z problemami? Może od razu cały Hogwart?
- Widzisz lepsze wyjście? Może ma trafić do tego czarodziejskiego poprawczaka w północnej Kornwalii albo z powrotem do rodziców, którzy dopuścili, aby zeszła na złą drogę?
Snape wzruszył ramionami.
- Widzę lepsze wyjście. Zmywajmy się stąd jak najszybciej, jestem skonany.
Hermiona jednak nie zamierzała odpuszczać
- Mam pomysła – zadeklarowała. – Prześpię się z ojcem Vesperii, żeby matka się z nim rozwiodła. Wtedy ty się z nią ożenisz, żeby dostać prawo do opieki. Będzie cię na pewno bić i zaniedbywać, ja będę świadkiem. Wtedy orzekną rozwód z jej winy i Vesperia zostanie przy tobie.
- To chyba dość trudne do przeprowadzenia.
- Och, daj spokój! Będziemy przecież mieć dostęp do tajnego skarbca śmierciożerców! No spójrz, naprawdę nie chciałbyś wyprowadzić tego maleństwa na właściwą drogę? Chodźmy do Dumbledore’a, on będzie wiedział, co robić.
Snape wydął policzki, aby następnie refleksyjnie wypuścić powietrze.
- Dobra, co mi tam. Nie po to jesteśmy czarodziejami, żeby podejmować racjonalne decyzje.
Schylił się i wziął Vesperię na ręce.
- Nie takie znów maleństwo! – stęknął z wysiłkiem. – W wieku jedenastu lat już się trochę waży!
- Widać za mało na siłownię chodzisz.
Z pewnym wysiłkiem – ale nie aż tak wielkim, jak mu się z początku zdawało – Snape zaniósł Vesperię do byłej szopy Krwawego Lorda. Buzująca zieleń już w dużej części ją rozsadziła, ale ocalał jeszcze jeden z rogów, w którym Dumbledore urządził sobie prowizoryczne biurko z deski położonej na dwóch kociołkach.
- Kogo ty mi tu znowu przynosisz, Severusie? – zdziwił się dyrektor Hogwartu.
- To jest Ślizgonka, która załatwiła Szafrańcową i podpaliła naszą pracownię. Minus milion dwieście osiemnaście dla Slytherinu!
- Ach tak – odparł Dumbledore. – Wygląda na to, że trzeba ją będzie pociągnąć za konsekwencje.
Do rudery wszedł uzdrowiciel, aby zgłosić przybycie na miejsce zdarzenia ekipy wezwanej od św. Munga. Albus kazał mu przy okazji ocucić zaklęciem Vesperię. Uczennica wstała z wyraźnym trudem i spojrzała z przerażeniem na dyrektora.
- A więc, młoda damo – stwierdził Dumbledore – masz na koncie zabójstwo jednej osoby i próbę zabicia dwojga następnych, nie mówiąc o ogólnym szerzeniu chaosu w Hogwarcie. Zdajesz sobie sprawę, że to się kwalifikuje jako sprawowanie naganne?
Vesperia Blackbird rzuciła się ku Hermionie, mocno ją obejmując w pasie.
- Panno Granger, kocham panią! Przepraszam za to wszystko, naprawdę przepraszam! Nie chciałam robić w szkole zamieszania! I pani dziewczynie też nie chciałam uciąć głowy! To wujek Synchroniusz mi kazał to wszystko robić! Wujek Synchroniusz jest straszny, boję się go…
- Walruss to jej wujek? – zdziwił się Dumbledore.
- Wujek nas wszystkich – warknął Barty Crouch, którego akurat aurorzy wyprowadzali w kajdankach. – Tak kazał na siebie mówić.
- A propos, co z nim? – zapytała Hermiona,
- Już go złapali – wyjaśnił dyrektor. – Próbował się wywinąć, wmawiając aurorom, że nazywa się Maciej Korbowa, ale zdradziła go Bellatrix.
- To oznacza koniec śmierciożerstwa – powiedział Snape. – Przynajmniej w tej postaci, jaka istnieje dzisiaj. Cieszysz się, Hermiono?
Trudno było się nie cieszyć. Prawie wszyscy zwolennicy Synchroniusza Walrussa zostali już wywiezieni, rannych opatrzono, a las Sherwood powoli odzyskiwał teren zagarnięty przez koneserów czarnej magii. Mroczni Miotłocykliści Blaise’a Zabiniego sformowali się w czwórki i odlecieli, intonując pełną sprośnych dwuznaczności “Pieśń o szlabanie Snape’a”, w której często powtarzały się słowa “Nie ma lepszego od Severusa Snapego”. Kolejna wojna była wygrana.


Po dwóch tygodniach Snape, Hermiona, większość Slytherinu i połowa Gryffindoru zgromadzili się na rozprawie przed czarodziejskim sądem dla nieletnich. Było to wkrótce po tym, jak w “Proroku Codziennym” ukazał się materiał Rity Skeeter o Ronie Weasleyu, zatytułowany: “Byłem synem Voldemorta, ale dostałem strzałą w kolano”.
- Rozpatrzywszy wszystkie okoliczności w sprawie dotyczącej przestępstw popełnionych przez oskarżoną na podstawie artykułu ene-due-rabe w związku z artykułem hickory-dickory-dock Kodeksu Czarodziejskiego – powiedział sędzia – niniejszym sąd uznaje Vesperię Blackbird winną zarzucanych jej czynów i skazuje na piętnaście lat pozbawienia wolności. Z uwagi na młody wiek i wykazaną chęć poprawy, oskarżona będzie w trybie artykułu tere-fere-bara-bara-patataj odbywać karę w postaci aresztu domowego na terenie Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jednocześnie, jako tymczasowych opiekunów skazanej na czas odbywania kary, wyznacza się pana Severusa Snape’a i pannę Hermionę Granger.
Ogłoszenie wyroku spotkało się z euforią i wściekłością. Rob Hephaestus i Dick Longbottom, podobnie jak inni wielbiciele Hermiony, nie wiedzieli, co o tym myśleć, więc na wszelki wypadek tylko narobili hałasu, aż sędzia musiał kazać opróżnić salę.
Kiedy po rozprawie skazana i jej wyznaczeni opiekunowie znaleźli się na sądowym korytarzu, Vesperia energicznie rzuciła się Hermionie na szyję.
- Tak się cieszę, panno Granger! – zapiszczała ekstatycznie. – Wiem, że popełniłam zbrodnię, ale z taką opiekunką, jak pani, gotowa jestem ponieść karę!
Severus westchnął twardo.
- Dam sobie z tym radę – powiedział bez przekonania. – Przecież nie jestem idiotą.
Ruszył szybko przed siebie, oglądając się ku Hermionie i jej podopiecznej.
- No, idziecie? Musimy wracać do Hogwartu, bo od poniedziałku znowu do roboty!




KONIEC