Krwawe i ogniste zdarzenia w Hogwarcie szybko znalazły się na
ustach wszystkich. Pojawiały się głosy, że czarodziejski system
edukacji stoi w obliczu największego kryzysu od czasów Voldemorta.
W „Proroku Codziennym” Rita Skeeter, od niedawna zastępczyni
redaktora naczelnego, cały tydzień poświęcała tej sprawie
mnóstwo materiałów, od krótkich notatek po obszerne komentarze i
analizy. Szczytem wszystkiego był wywiad z Gilderoyem Lockhartem,
który szeroko opowiadał o rozmaitych nieprawidłowościach, jakie
widział w Hogwarcie za czasów, kiedy był tam nauczycielem. Zrzucał
też całą winę na Dumbledore’a. Odstawiał przy tym wielkie
ssanie z palca, ale wywiadującej go Ricie Skeeter wcale to nie
przeszkadzało.
Tymczasem Hogwart pogrążył się w rozpaczy. Hermiona rozpaczała
nad stratą może i bezdennie głupiej, ale jednak przyjaciółki.
Pani Sprout rozpaczała, skąd teraz w środku roku weźmie nową
stażystkę. Dumbledore rozpaczał, że chciałby sobie wędrować po
Zakazanym Lesie i strzelać z kuszy, a musi świecić oczami przed
rodzicami, którzy poczuli się nieco zaniepokojeni, czy aby Hogwart
jest na pewno bezpiecznym miejscem. Na szczęście wielu z nich
zadowoliło się wyjaśnieniem, że żaden uczeń nie został
poważnie poszkodowany, jedynie nauczyciele.
Vesperii Blackbird nie odnaleziono. Dyrektor próbował wezwać jej
rodziców, aby nauczyć ich rozumu, ale okazało się, że to jacyś
mugole, tak straszliwie harujący w korpo, że nawet nie ogarniali,
do jakiej właściwie szkoły wysłali dziecko. Na wezwanie od
Dumbledore’a wcale nie zareagowali.
Ciekawe za to okazały się znaleziska w dormitorium Ślizgonów. Pod
materacem Vesperii odkryto schowek, w którym leżał zeszyt
zapełniony mniej lub bardziej udanymi wersjami Mrocznego Znaku,
peleryna niewidka oraz artefakt znany jako Kolejnej Męki Pierścień,
pozwalający na automatyczne rzucanie cruciatusów.
Kiedy sprawa stała się publiczna, coraz więcej uczniów zaczęło
się zgłaszać do dyrektora. Dopiero wtedy wyszły na jaw prawdziwe
rozmiary uporczywej abuzy, jakiej złowroga jedenastolatka poddawała
innych uczniów, zwłaszcza Gryfonów, jednocześnie kreując się na
ofiarę. Paradoksalnie, mała wydawała się idealną kandydatką na
skrytobójczynię: pomijając zdolności aktorsko-manipulatorskie,
nikt by nie wpadł na to, że jej mocodawcy, wywodzący się ze
środowisk śmierciożerczych, zlecą tak poważne zadania
mugolaczce.
Wszyscy wiedzieli, że nowego nieprzyjaciela świata czarodziejów
należy unieszkodliwić, tyle że nikt nie wiedział, gdzie go
szukać.
Severus
Snape stał na blankach hogwarckiego zamku i czekał, wpatrując się
w ciemną ścianę Zakazanego Lasu. Gdzie oni się podziewają?
Powinni już dawno być…
- Juha!! –
rozległ się tuż nad nim przeraźliwy okrzyk. Snape zobaczył tylko
ciemną, rozmazaną smugę, odskoczył w ostatniej chwili i
niespodziewanie obok niego wyrósł ten przeklęty Potter z miotłą
w ręku.
- A ty tu
skąd? – zapytał zdezorientowany Mistrz Eliksirów, choć właśnie
na niego czekał.
- Juha!! –
krzyknął ktoś drugi i już po chwili obok Harry'ego stanął Draco
Malfoy.
Severus
chyba zrozumiał, co się stało.
- Na
tchawicę Merlina, co was podkusiło, żeby lądować z pionowego
pikowania?! – wydarł się. – Gdyby to widziała pani Hooch, to
dostałaby zawału, udaru, rzeżączki i łupieżu!
Rzucił się
ku Potterowi i gwałtownie wyrwał mu miotłę z ręki.
- Dawaj, też
chcę tak spróbować! – rzucił i nie czekając na reakcję, wzbił
się w powietrze.
Wystrzelił
pionowo na trzysta stóp w górę, wykręcił trzy beczki i kilka
piruetów, a potem runął na dół i gwałtownie zlądował na
szczycie muru, obok trzymających się za rączkę Pottera i Malfoya.
- No, no,
całkiem nieźle sobie profesor radzi – zauważył Draco. Mistrz
Eliksirów od razu pomyślał, że ten się z niego naigrawa.
- Dobra,
idziemy – powiedział, po czym coś sobie nagle przypomniał. – O
cholera, zapomniałem „Juha!!”
Nie
miał już jednak ochoty na dalsze odloty. Oddał miotłę Harry’emu
i zaprowadził dwóch młodych czarodziejów do kwater Hermiony.
Panna Granger już tam czekała i poczęstowała ich sokiem
ananasowym. Po ostatnich zdarzeniach trudno jej było dojść do
siebie, ale mimo wszystko opowiedziała Potterowi i Draconowi o tym,
jak z Severusem ledwo uszli z życiem, podczas gdy Ania Szafraniec
nie miała tyle szczęścia.
- Zaiste,
kurde balans, odchód stał się realny! – wzdechnął intensywnie
Draco Malfoy i ze strachu przytulił się do Harry’ego.
- Co tak
naprawdę wiemy? – zapytał Potter.
- Niewiele –
stwierdziła Hermiona. – Pewne jest tylko to, że na czele spisku
stoi nasz zły znajomy Synchroniusz Walruss.
- Szkoda
tylko, że nikt nie wie, gdzie go szukać – stwierdził Severus. –
Nawet Szalonooki jest bezradny.
- Poza
tym żadnych konkretów – dodała panna Granger. – Ani gdzie
jest, ani kto mu towarzyszy, ani jaki jest jego prawdziwy cel.
- Sądzimy –
przyznał Harry – że Walruss bardzo sprytnie się maskuje. Może
stosować magię pozaeuropejską albo nawet jakieś mugolskie
wynalazki.
- Mugolskie?
– zdziwił się Snape. – A co niby oni mają, czego my byśmy nie
mieli?
- Mugoli nie
należy nie doceniać – wyjaśnił Potter. – Na przykład jeden z
nich, niejaki Jorge Luis Borges, popełnił se dziełko pod tytułem
„Zoologia fantastyczna”, które i u nas powinno być lekturą
obowiązkową na opiekę nad magicznymi stworzeniami.
- Borges
jest przestarzały – stwierdził Malfoy. – Zaraz jak się ukazał,
to było wydarzenie, ale od tamtego czasu stan badań poszedł tak
daleko do przodu, że dziś to się kwalifikuje najwyżej jako
historia nauki. Poza tym, czy on był naprawdę mugolem? Ja
słyszałem, że charłakiem.
- Mniejsza o
Borgesa – Hermiona przecięła tok jego rozważań. – Teraz grunt
to uderzenie wyprzedzające. Już zbyt dużo osób ucierpiało, w tym
ja.
- Jaka
będzie nasza rola? – powątpiewał Harry. – Do tej pory nie
przydawaliśmy się za bardzo.
- Mamy
kłopoty – stwierdził Snape. – A pan, panie Potter, jest
światowej klasy specem od kłopotów. Głównie od wpadania w nie.
- Tak po
prostu?
- A
jak! – odparł Severus. – W jednej grubej książce, którą
ostatnio czytałem, nazywa się to ta’veren.
Jeżeli kłopoty są gdzieś w pobliżu, panie Potter, to prędzej
czy później pana znajdą. W ten sposób oszczędzimy sobie
szukania.
Następnego
dnia Hermiona poszła na normalne lekcje, a obiad zjadła we własnych
komnatach w towarzystwie Pottera i Malfoya, którzy otrzymali
tymczasowy dach nad głową i materac pod tyłkiem w pomieszczeniu
gospodarczym przy siłowni. Do sowiarni przybyła specjalna przesyłka
dla Harry’ego – cała paleta Flaków z Niespodzianką, nie było
więc problemu, co zrobić na obiad. Potter siedział obok panny
Granger i karmił ją swoim flagowym produktem. Śmiali się i
żartowali jak za dawnych lat, tylko Draco, usadowiony obok na
krześle, nie podzielał ich entuzjazmu. Harry zupełnie przestawał
zwracać na niego uwagę!
- A ty
co się tak boczysz? – zawołał beztrosko Potter.
-
Słyszałeś kiedyś pojęcie „zielonooki potwór”? – zasyczał
Malfoy ironią.
- Tak
teraz na mnie mówią? – zdziwił się Harry. – No dobra,
Hermiono, a kiedy ostatnio byliśmy w Niemcach…
Nagle
Hermiona zaczęła krzyczeć. Głośno krzyczeć. Naprawdę głośno.
I wić się z niewyobrażalnego bólu.
- Czym
tyś ją nakarmił, Potter?! – Draco zaczął panikować. – Twoje
flaki były nieświeże!
- Chyba
twoje! – oburzył się Harry. – Ja przestrzegam standardów
produkcji żywności!
Patrzyli
bezradnie, jak ich przyjaciółka miota się konwulsyjnie po kanapie,
a potem spada z niej na podłogę, wydając z siebie krzyki
przechodzące w nieskoordynowany wizg i charkot.
- Hermiona!
Co cię boli?
- Wszystko!
– jęczała panna Granger, zwijając się po podłodze.
- Wiesz co –
zauważył Draco – chyba powinniśmy wezwać pomoc.
Snape wszedł do pokoju. Kiedy zobaczył, co się dzieje, włosy
stanęły mu dęba.
- Na
zbolałe dostojeństwo Merlina! – krzyknął. – Co wyście
zrobili mojej lasi, durni wy?!
-
Potter nakarmił ją swoimi flakami i taki jest skutek! –
wykrztusił bliski płaczu Malfoy.
- Nie pieprz
głupot! – sprzeciwił się rozpaczliwie Harry. – Jadłeś z tej
samej puszki i nic ci nie jest!
Hermiona
cierpiała następne pół godziny. Harry i Draco położyli ją z
powrotem na kanapie, a Severus zaczął podawać jej różne
lecznicze eliksiry. Bez skutku. W pewnym momencie doznał olśnienia
i błyskawicznie napalił pod kociołkiem, aby uwarzyć miksturę
znaną jako Czternaste Pacaneum. Wciąż był przerażony, ręce mu
się trzęsły, pot spływał po twarzy. Nawiedzała go uporczywa
myśl, że sam doprowadził Hermionę do takiego stanu tym, co jej
zrobił ostatniej nocy…
W
końcu, podczas gdy chłopcy zmieniali pannie Granger kompresy, jemu
udało się ekspresowo przygotować białawy eliksir o dużej
lepkości, ostudzić i podać cierpiącej. Hermiona wypiła i nie
minęło pół minuty, gdy ten okropny ból minął jak ręką odjął.
-
O Merlinie, to było potworne – jęknęła.
- Co się
właściwie stało? – Snape pozostawał zaintrygowany.
- Nie wiem –
stażystka była cała roztrzęsiona. – To było prawie gorsze niż
Cruciatus. Widziałam drzewa… I jakiś kryształ… A może
kryształowe drzewa…
Niespodziewanie
opadła na czworaki i zaczęła wymiotować.
- A nie
mówiłem?! – Draco znowu wpadł w panikę.
- To
mi nie wygląda na Flaki z Niespodzianką – stwierdził pustym
głosem Harry, chociaż teraz był jeszcze bardziej przerażony niż
przedtem.
Tym,
co wyrzucała z siebie Hermiona, były bowiem opadłe liście.
Snape
nie tracił czasu. Jego eliksiry okazały się mimo wszystko
bezskuteczne, musiał zwrócić się do kogoś lepszego w te klocki.
Natychmiast pogalopował do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey przy
biurku rozwiązywała krzyżówkę.
- Szybko! –
denerwował się Mistrz Eliksirów. – Hermiona!
- Znowu
wpadła w jakieś tarapaty? – zdziwiła się pielęgniarka. –
Dlaczego nie przyprowadził pan jej ze sobą, profesorze?
- Cooo?! –
oburzył się Severus. – Panna Granger z bólu chodzi na czworakach
i zarzygała pół komnaty! Niby jak miałem ją przyprowadzić?!
Pani
Pomfrey gwałtownie
zerwała się z krzesła.
- Idziemy
tam! – zawyrokowała i rzuciła się po apteczkę.
Kiedy
szli do komnaty stażystki, dołączyła do nich poważnie zmartwiona
Luna Lovegood. Na miejscu zastali względny spokój. Hermiona leżała
na łóżku, przewrócona na bok, a Potter własną różdżką
sprzątał podłogę.
- Co z nią?
– zapytał Snape.
- Zasnęła,
dzięki Merlinowi – westchnął Harry. – Było naprawdę
poważnie.
- To
znaczy?!
- W
pewnym momencie wyrzygała wiewiórkę – wyjaśnił zrezygnowany
Draco, który siedział stłamszony na fotelu i wyglądał tak, jakby
to on przeżywał przed chwilą kuchenne rewolucje.
- Gdzie ona
jest?!
- No
przecież leży, panie psorze.
- O
wiewiórkę pytam!
- Bo ja
wiem? Uciekła.
- To musi
coś znaczyć, cholera… Dawać tu profesor Trelawney!
- Ja się
znam na wróżbiarstwie, profesorze Snape – przypomniała Luna.
Severus z
bijącym sercem zbliżył się ostrożnie do nieprzytomnej Hermiony.
Tak bardzo należało ją teraz przytulić… Panna Granger
bezgłośnie poruszała ustami, jej gałki oczne harcowały pod
powiekami. Luna też podeszła i dotknęła jej dłoni.
Hermiona
zerwała się z przeraźliwym krzykiem.
- Sherwood!
– brzmiało jej pierwsze słowo po przebudzeniu. – Sherwood
umiera!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz