piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 6


Po przebudzeniu Severus czuł się dziwnie. Kręciło mu się w głowie, w żołądku czuł jakąś ociężałość, nogi mu się trzęsły… Przede wszystkim jednak wypełniały mu kalotę natarczywe i bardzo twarde myśli o pannie Granger.
Wciągając na siebie kalesony, Snape ze zgrozą zdał sobie sprawę, że jeszcze dzisiaj nie myślał o Lily. A to było niedopuszczalne! Od wielu lat Mistrz Eliksirów był wierny prostej zasadzie: myśleć o Lily co najmniej piętnaście minut dziennie, codziennie. Zazwyczaj poświęcał temu chwilę rano, zanim z łóżka się zwlókł, żeby się odpowiednio nastroić na cały dzień. Kula muzyczna, którą kupił od braci Weasleyów, bardzo mu przy tym pomagała. A tego ranka nic! Zamiast Evansówki wciąż uparcie zwidywała mu się Hermiona.
Stażystka, którą wcisnął mu Dumbledore, była pyskata i miała lekkie jakby problemy ze zrozumieniem stosunku podległości służbowej. Mimo wszystko jednak… Pamiętał Granger z czasów, gdy była jeszcze uczennicą. Musiał przyznać, że od tego czasu zrobiła się z niej całkiem atrakcyjna i apetyczna wiedźma. Nawet bardzo… Cóż, będzie się teraz cieszył każdą chwilą jej obecności. A gdyby tak jeszcze przestała się go o wszystko czepiać i wprowadzać na siłę własne pomysły, to już w ogóle…
Uniósł głowę, czując, jak wstępują weń siły. Może i panna Granger uważa go za abnegata, oblecha, nieudacznika i po prostu zwyczajnego dupka, ale on, Severus Snape, udowodni, że jest inaczej! I wtedy w końcu się okaże, że Panna Wiem-To-Wszystko się myli!
Mistrz Eliksirów niezwłocznie przystąpił do działania. Zapuściwszy za pomocą kuli jakiś mugolski przebój, skrzesał różdżką ogień pod kociołkiem, wrzucił do środka starannie odważone składniki, nie zapominając o najważniejszym – włosach z ogona centaura. Zagotował, wymieszał, na koniec zgasił ogień i odstawił kociołek w chłodne miejsce do wystygnięcia. Potem poszedł na lekcje.
Dzień w pracy wyglądał całkiem znośnie, chociaż większość współpracowników i uczniów Severusa denerwowała. Wewnątrz siebie wyczekiwał momentu, kiedy po raz kolejny spotka Hermionę. Cóż, może rzeczywiście traktował ją zbyt ostro i powinien dać jej jeszcze jedną szansę… Zajrzał więc do Granger z wizytacją. Siedział w tylnym rzędzie i wpatrywał się w młodą stażystkę jak testral w malowane wrota, upajając się brzmieniem jej głosu. Kiedy zaś rozmawiali po lekcji, wymieniając uwagi robocze, Snape do tego stopnia wbił wzrok w nogi Hermiony, że zupełnie go to rozproszyło i nie słuchał, co ona do niego mówi, tylko potakiwał. Potem uznał, że to całkiem niezła taktyka.
Po lekcjach, chcąc osiągnąć pewien cel, Severus postanowił wybrać się do Hogsmeade. Najpierw wrócił do swych kwater i wydobył z materaca zachomikowane tam oszczędności. Następnie wyjął z szafki kolejne działki Amortencji, a także skrzaciego bimbru i paru innych ciekawostek. Schował to wszystko pod szatą, zawiesił na drzwiach kartkę z napisem: „Nie wchodzić – badania alchemiczne”, po czym ruszył w miasto.
Nie spodziewał się, że u zielonowłosej klientki będzie tak ciężko. Wiedźma kupiła od niego połowę towaru, po czym stwierdziła, że nie spodziewała się tak dużej dostawy, a poza tym aktualnie nie ma pieniędzy. Severus użył na niej swego (nie)wątpliwego uroku osobistego, dzięki czemu wytargował jeszcze dziesięć galeonów, ale resztę towaru musiał opchnąć gdzie indziej.
Wobec tego Snape poszedł znowu do Weasleyów, gdzie za parę knutów kupił tanią maskę goblina oraz trochę proszku Fiuu. Tego ostatniego użył, aby przedostać się na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Założył maskę, żeby go przypadkiem nikt nie poznał, schował się w zaułku i stamtąd nagabywał przechodzących ulicą młodych czarodziejów.
- Papierosy, spirytus, skrzaci bimber! Papierosy, spirytus, skrzaci bimber! Hej, chłopcze, chcesz wyrwać fajną wiedźmę? Sprzedam ci Amortencję za jedyne dwa galeony, to prawdziwa okazja, taniej nigdzie nie znajdziesz…
Dzięki temu udało mu się zmonetyzować resztę zapasu, chociaż sporo to potrwało. Ale nie było rady. Miał zakupy do zrobienia.
Do planu Mistrza Eliksirów należało gruntowne poprawienie sobie stylówy, dlatego najpierw poszedł do krawca.
- Czym mogę panu służyć, profesorze? – starszy mężczyzna, łysy, z długą brodą i w okularach o sześciokątnych szkłach, bez trudu rozpoznał Snape’a. Musiał go znać z gazet, no bo skąd?
- Chciałbym kupić szatę – zadeklarował Severus. – Ale nie byle jaką, tylko porządną.
        Zanim krawiec zdążył wstać z krzesła i zaprezentować ofertę, oczy Snape’a padły na stojący w kącie manekin. Miał on na sobie długą, czarną szatę z lakierowanej skóry. Kołnierz był rozłożysty, ozdobiony wytłoczonymi wężami, a na barkach sterczały dwucentymetrowe srebrne kolce. Nabijane ćwiekami były także mankiety, szwy po bokach, a także pasek.
- A po ile ta będzie? – zapytał Snape.
- Czterdzieści galeonów i dwa sykle – odparł krawiec.
- Biorę – powiedział Severus bez namysłu. – Tylko że… Napacykuj pan coś jeszcze na plecach.
      I tak, za dodatkowe pięć galeonów, z tyłu kurtki zaczął się wić srebrno-zielony wąż. Prężył się w zwojach, kłapiąc ku patrzącemu rozdwojonym językiem i potężnymi kłami, a towarzyszył mu napis: „Slytherin Pride Worldwide”.
- Zapakować? – zapytał krawiec.
- Nie trzeba, założę – odparł Severus.
        Kiedy wyszedł ze sklepu na ulicę, czuł się w pewnym sensie zupełnie nowym człowiekiem. Gdyby tak do kompletu jeszcze buty… Ale nie kupił butów, bo akurat przechodził obok sklepu z używanymi miotłami i na wystawie zobaczył coś, co wprost musiał mieć. Czarna miotła! Hebanowy, lekko wygięty kij, wiecheć czarny jak pierze czarnej kury, prędkość maksymalna 223 mil na godzinę, przebieg – 5 tysięcy mil, bezwypadkowa. Ktoś pozbywał się jej wprost za bezcen…
- No dobra, gdzie jest haczyk? – zapytał Snape sprzedawcę, wparowawszy do sklepu.
- Haczyk? – nie zrozumiał ekspedient.
- Niemożliwe, żeby taka miotła poszła tak tanio.
- Cóż… – zakłopotał się sprzedawca. – Trochę jej się hamować nie chce, trza by ją dać do przeglądu…
- Jajca tam z przeglądem, kupuję! – i Mistrz Eliksirów aż wybuchł śmiechem. No nic, w razie czego da się ją pani Hooch do obejrzenia.
      Siecią Fiuu wrócił Severus do Hogsmeade, a stamtąd przeleciał się na nowym nabytku do Hogwartu. Miał odlot, co się zowie. Lawirował nad błoniami i jeziorem, wyjąc: Born to be wi-i-ild…
     Kiedy prześlizgnął się do swoich komnat, z zadowoleniem stwierdził, że przygotowany rano eliksir całkiem nieźle się uleżał. Snape zaczerpnął garść, nałożył sobie na włosy, bardzo dokładnie wtarł, rozprowadził, spłukał i czynność powtórzył. Na koniec osuszył włosy zaklęciem.
    Stanął przed lustrem i z trudem sam siebie poznał. Miejsce przetłuszczonych, pozlepianych, lepkich strąków zajęły rozbuchane, puszyste fale o odcieniu z lekka kasztanowym.
- No proszę, Severusie – powiedział do swojego odbicia. – Panna Granger może nosić bardziej wymyślne fryzury, ale ty masz po prostu ładniejsze włosy.

       Następnego dnia Dumbledore zwołał radę pedagogiczną. Mistrz Eliksirów rozmyślnie się na nią spóźnił, żeby tym większe zrobić wrażenie. Rzeczywiście, widok czystowłosego Severusa zaszokował niejednego spośród nauczycieli.
- Ja nie mogę, ale z niego ciastek! – pisnęła z zachwytem Ania Szafraniec.
Hermiona spojrzała na nią z politowaniem: stażystka od zielarstwa zdawała się kryć w sobie nieprzebrane zasoby żenady. Sama jednak musiała przyznać, że Snape, chyba zupełnym przypadkiem, wyruszył tego dnia w podróż do kresu seksowności.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedział Snape tonem, który dobitnie wskazywał, że wcale mu nie jest przykro.
- Ach, profesorze, widzę, że umył pan włosy – uśmiechnął się Dumbledore. – Cóż, w pana przypadku rzeczywiście mogło to zająć dłużej, niż się przewidziało… Niech pan siada.
       Rada była jak zawsze nudna. Severus jednak przez cały jej ciąg widział, że Hermiona często na niego spogląda. Być może czuła zazdrość na widok jego włosów po metamorfozie… Na jej zerknięcia reagował więc uśmiechem pełnym wyższości i pewności siebie. Panna Szafraniec najwyraźniej uznała, że uśmiechy do niej są skierowane, i zaczęła przez całą szerokość stołu trzepotać do Snape’a rzęsami. W pewnej chwili zdjęła okulary, żeby trzepotanie było tym lepiej widoczne, przez co dostała reprymendę od dyrektora.
      Wreszcie porządek obrad dobiegł końca i stary Albus zapytał, czy ktoś chciałby zgłosić sprawy różne. Severus podniósł rękę i wstał z krzesła.
- Mam taki pomysł – przemówił, od czasu do czasu rzucając okiem w pannę Granger. – Otóż wydaje mi się, że personel Hogwartu powinien mieć bardziej urozmaicony repertuar rozrywek i możliwości rozwoju osobistego. Dlatego proponuję utworzyć na terenie szkoły infrastrukturę rozrywkową, w tym kręgielnię i siłownię. Można by je urządzić w jakiejś przybudówce koło chaty Hagrida…
       Niemal wszyscy spojrzeli na Snape’a jak na wariatuńcia.
- Kręgielnię jeszcze rozumiem – stwierdził Dumbledore. – Ale siłownię?
- No właśnie – zawtórowała mu McGonagall. – Mielibyśmy pakować jak mugole? Oryginalny pomysł, nie ma co.
- Moim zdaniem – odparł Severus wyniosłym tonem – takie coś miałoby całkiem spore powiedzenie. Wszyscy dziś mówią, że powinniśmy nieco zbliżyć się do mugoli, nie żeby zaraz się integrować, ale żeby w razie czego nie wyglądać między nimi obco.
- Ech tam, już nie przesadzajmy z tym zbliżaniem się do mugoli – burknął Lupin. – Niech pan lepiej od razu się przyzna, że chce sobie po prostu wyrzeźbić muskuły, profesorze Snape.
- No więc chcę. I co z tego? – zapytał Mistrz Eliksirów zaczepnie.
- Spokój! – zainterweniował Dumbledore. – W takim razie poddaję sprawę pod głosowanie. Kto jest za?
       Najpierw rękę podniósł sam Snape, potem Hermiona i troje pozostałych stażystów, Flitwick, Tonks i Pomona Sprout. Po pewnym wahaniu Lupin też dał się przekonać, a za nim poszło kilka innych osób. Tylko McGonagall była konsekwentnie przeciw.
- A zatem przegłosowane – oznajmił dyrektor. – Wyznaczę na ten cel odpowiednie środki.
    Kiedy nauczyciele wychodzili z sali, Hermiona była oszołomiona i zdezorientowana. Wszystko wskazywało na to, że jej opiekunowi stażu kompletnie odwaliło, a najgorsze, że w tym wszystkim był jednak jakoś tam pociągający. Postawa Ani Szafraniec nie czyniła spraw lepszymi.
- Mówię ci, Hermi, nigdy bym nie przypuszczała, że Sevcio może być aż takim zapierniczystym meniorem! Normalnie mnie roznosi, chyba se poszukam jakiejś marchewki…
- Anka, miej litość… – westchnęła Granger.
- No co? Nie mów, że tobie nie było mokro na jego widok.
- Och, zamknij się uprzejmie! – warknęła Hermiona. Za taką obleśność miała ochotę jej konwencjonalnie przylać.
- Aha, chcesz go dla siebie – Ania pokiwała głową ze zrozumieniem i równocześnie rozczarowaniem. – Skoro tak, to go bierz, mi wystarczy marchewka.
     Hermiona poczuła się niebotycznie dotknięta przypuszczeniem, że w ogóle Snape mógłby się jej podobać.
- Nie mam słów do ciebie, Aniu – wysyczała. – Jak coś podobnego w ogóle mogło ci przyjść do głowy?
- A więc jednak go nie chcesz? – rozpromieniła się młoda zielarka. – No to spoko i w porzo! Od zawsze wiedziałam, że jesteśmy najlepszymi kumpelami…
        Panna Granger spochmurniała. Jej zdrowie psychiczne wydawało się stać nad przepaścią.

   Po kilku dniach do Hogwartu przyjechał majster czarodziejskiego budownictwa wraz z dwoma pomocnikami i wziął się ostro do roboty. Przy chacie Hagrida powstał bliźniaczo podobny, chociaż nieco większy parterowy budynek, o dość lekkiej konstrukcji, jednak przytulny. W jednej z sal urządzono expelliarmusową kręgielnię, gdzie nauczyciele w wolnym czasie mogli się zabawić, przy czym nie rzucali kuli ręcznie, lecz za pomocą zaklęcia Expelliarmus. W drugiej, zgodnie z zamysłem Snape'a, miała się znajdować siłownia, ale chwilowo jeszcze wystrój pomieszczenia w pocie czoła wykańczały skrzaty domowe ściągnięte z całego zamku. Severus był tak podniecony błyskawiczną realizacją swojej koncepcji, że nie mógł się doczekać i już w godzinę po odjeździe budowlańców przyszedł do gymu.
Przynajmniej parkiet w sali był równo położony. Mistrz Eliksirów rozebrał się do gaci i związał włosy opaską, po czym wziął się do ćwiczeń. Z braku lepszego sprzętu złapał dwa skrzaty, które nawinęły mu się pod rękę, i zaczął machać nimi naprzemiennie niczym hantlami. Potem przyszła pora na wyciskanie sztangi. Posłużył mu za nią kij od miotły, po obu końcach którego zwisały dwa, a następnie trzy skrzaty. Na koniec Severus wykonał siedemdziesiąt trzy pompki.
Kiedy skończył, czuł się całkiem wykończony, policzki mu płonęły i świszczał oddechem. Na gumowych nogach, zataczając się, poszedł do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie urządzono natrysk w postaci urokliwego wodospadu. W czasie kąpieli dużo myślał o Hermionie.
- Tak, panno Granger, Severus Snape jeszcze niejednym panią zaskoczy! – powiedział tryumfalnym tonem, wsłuchując się w szum wody.


3 komentarze:

  1. http://www.noc-pogardy.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie opowiadanie:) Historia wciąga i nie można się oderwać. Czekam na kolejne wpisy. Obserwuję i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie bardziej pikantnie:)

    Fantazyjna
    mysli-bez-cenzury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. http://www.wattpad.com/story/32214157-przeżyć-miłość

    Polecam

    OdpowiedzUsuń