poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 10



Zmartwiałym z przerażenia wzrokiem Hermiona wpatrywała się w wymierzony w nią czubek różdżki. Już za chwilę miał z niej wytrysnąć zielony płomień, który wyślę pannę Granger za symboliczną zasłonę. A przecież tyle jeszcze książek nieprzeczytanych, tyle lekcji nieprzeprowadzonych, Rona ciągle nie udało się odnaleźć…
Severus zarzucił przetłuszczoną grzywą, załopotał szatą znacząco, różdżka w jego dłoni zadrgała, jakby się zastanawiając, czy lepiej celować w głowę, czy w serce.
- Żegnaj, różo Hogwartu – powiedział wreszcie. – Niech lew Gryffindoru się pręży, niech złotym ogonem olśniewa, czystej krwi nikt nie zwycięży!…
- Na cyce Merlina, co ty wyprawiasz, bydlaku?!
Granger odwróciła głowę i ze straszliwym zdumieniem zobaczyła, jak Snape wchodzi do gabinetu i już od progu zaczyna wrzeszczeć na Snape'a.
- Avada ke… – zaintonował pierwszy z Severusów, machając różdżką ku swojemu sobowtórowi, ten jednak cisnął weń pierwszym lepszym flakonem z miksturą. Chmura fioletowego dymu wybuchła tamtemu prosto w twarz. Gdy dym opadł, okazało się, że i on ma już czyste, puszyste włosy – jednego Mistrza Eliksirów od drugiego odróżniały wyłącznie ćwieki na szacie. Różdżka, która do tej pory celowała w Hermionę, wypadła z ręki posiadacza i potoczyła się pod regał, a obaj Snape'owie rzucili się na siebie z pięściami. Hermiona leżała w kącie, z opuchniętą twarzą, jęcząc z bólu, gdy przeciwnicy potykali się o jej nogi albo żebra.
Zwabieni hałasem przybiegli Rupert Rattlewonk i Luna Lovegood, a zaraz za nimi Hagrid i profesor McGonagall. Całe towarzystwo stanęło jak wryte na widok Mistrza Eliksirów toczącego zacięty bój sam ze sobą. Wreszcie Minerva poszła po rozum do głowy i powstrzymała walczących Drętwotą.
- A teraz pan mi powie, profesorze Snape, co tu się w ogóle wyprawia! – wyartykułowała surowym tonem.
Hermiona próbowała coś powiedzieć, ale była tak osłabiona, że tylko jęknęła.
- Merlinie! – krzyknęła McGonagall. – Co oni pani zrobili, panno Granger! Pomóżcie koleżance, z łaski swojej…
Luna wraz z drugim stażystą podeszli do Hermiony i zaczęli od podnoszenia jej do pozycji siedzącej. Tymczasem Hagrid wraz z McGonagall zbliżyli się do unieruchomionych Snape'ów.
- Severusie, na litość, który z was to pan? – zapytała Minerva, spoglądając na przemian w dwie identyczne twarze.
- Ja jestem Severus! – oświadczył niedoszły zabójca.
- Nie, to ja jestem Severus! – sprzeciwił się ten drugi. – Ja jestem ten prawdziwy!
- Ta owłosiona małpa to mam być ja? – zaprotestował Snape bezćwiekowy.
Hagrid stanął pomiędzy obu Snape'ami.
- Przestańcie się w końcu kłócić! Zaraz ustalimy, który z was jest prawdziwy – zawyrokował.
Dla podkreślenia swoich słów walnął lewym sierpowym Severusa, którego miał po lewej, czyli tego w szacie bez ćwieków. Czarodziej padł pod ścianę, a jego twarz nabrała wyraźnie japońskich rysów.
- Hagridzie, skąd wiedziałeś? – zapytała McGonagall.
- Na chybił trafił, po prostu miałem szczęście – przyznał leśnik.

Hermionę skierowano do skrzydła szpitalnego, gdzie pani Pomfrey odpowiednio ją potraktowała, a potem mogła już wrócić do pracy. Lekcje jednak nie szły, była podenerwowana i rozkojarzona, a nawet uczniom udzielił się jej nieszczególny nastrój i w ogóle nie próbowali jej podrywać.
O pierwszej po południu stażystkę wezwano do gabinetu Dumbledore'a. Oprócz dyrektora byli tam McGonagall, Luna i Rattlewonk, Hagrid miał zajęcie gdzie indziej. Albus kazał pannie Granger się zrelaksować i poczęstował miętówką. Ledwie skończyła ją cyckać, do gabinetu wparował Severus Snape. Hermiona podskoczyła jak oparzona.
- Niech pan się nie zbliża!! – krzyknęła.
- Spokojnie, spokojnie – rzucił Mistrz Eliksirów znudzonym tonem. – Już bezpiecznie, czego się pani nerwuje...
- Przecież dopiero parę godzin temu pan ją napadł, nic dziwnego, że tak zareagowała! – wytknął Rupert.
- To nie ja ją napadłem, do stu tysięcy starych skarpet Merlina! – wybuchnął Severus. – To tamten drugi, który się pode mnie podszywał! Ja pannę Granger wręcz uratowałem! Gdybym przyszedł choćby parę sekund później, byłoby już po ptokach!
- A skąd mamy wiedzieć, że pan to prawdziwy Snape, a nie jakiś kolejny impersonator? – nie dowierzał stażysta.
- To da się sprawdzić – odpowiedziała Hermiona już spokojniejszym tonem. – Profesorze, jaką piosenkę pan śpiewał, kiedy odprowadzałam pana do komnat spod wieży astrologicznej?
- A odprowadzała pani? – Snape wyglądał na zaskoczonego. – Nie przypominam sobie nic takiego…
- I to jest prawidłowa odpowiedź – rzekła panna Granger. – Był pan wtedy tak pijany, że nie ma siły, żeby pan to sobie przypomniał, nawet za pomocą dziesięciu myślodsiewni.
Dumbledore i McGonagall skłonili głowę w uznaniu dla sprytu Hermiony.
- No dobra – powiedział Mistrz Eliksirów. – Skoro już ustaliliśmy, że ja to ja, to w takim razie kim, na diamentową wątrobę Merlina, był ten drugi?
Był naprawdę wściekły. Krzywda wyrządzona Hermionie to jedno, ale sama myśl, że ktoś śmiał podawać się za niego, Severusa Snape'a, i panoszyć się w jego gabinecie jak u siebie, wystarczała, by się tytanicznie wkurzył.
- Skontaktowałem się gorącą linią z Ministerstwem Magii – rzekł dyrektor. – Dowiedziałem się, że nasz nieproszony gość to skrytobójca poszukiwany listem gończym. Niejaki Tomoho Wakatsuki, były śmierciożerca i wykładowca na Wydziale Czarnej Magii UJ.
- A więc słudzy Voldemorta znowu podnoszą głowę – wywnioskowała Luna Lovegood ponuro.
- Niekoniecznie – zauważył Rattlewonk. – Jeżeli przez ostatnie parę lat zarabiał jako zabójca na zlecenie, mógł go przysłać ktokolwiek bądź, komu zależało na usunięciu panny Granger.
- Zanim rzucił avadę – przypomniała sobie Hermiona – zaczął bredzić coś do rymu o czystej krwi.
- Od razu widać, że wykładowca – podsumowała wyniośle McGonagall. – Jego narcystyczne krasomówcze zapędy uratowały pani życie.
- A więc jednak śmierciożerca… – powiedział Dumbledore w zamyśleniu. – Pytanie, czy Wakatsuki był samotnym wilkiem, czy miał jakiegoś zleceniodawcę albo wspólników.
- I jak on w ogóle się tu dostał? – zastanawiała się Luna.
- Prosta sprawa, skoro udawał profesora Snape'a, to nikt nie widział nic podejrzanego – rzekła McGonagall.
- Z pozoru przygotował się zawodowo – stwierdził Severus. – Użył eliksiru wielosokowego, żeby się pode mnie podszywać, ale nie wiedział, że nieco zmieniłem image. Za to wiedział, że panna Granger ma rano przyjść do mojego gabinetu. I zadbał o to, żebym ja się tam w tym czasie nie znalazł. Kiedy chciałem wyjść do pracy, ktoś zatkał mi dziurkę od klucza papierem toaletowym, a gdy wyszedłem na korytarz, coś wybuchło w pracowni od eliksirów. Myślałem, że to zwykły wypadek, ale teraz już nie jestem taki pewien…
- I jaki z tego wniosek? – zapytała Pomyluna.
- Fakt, że Wakatsuki przygotował się, ale nie do końca, wskazuje, że albo działał sam, albo miał jednak pomocnika, ale dość niepełnosprytnego – odparła Hermiona.
- A co powiedział sam sprawca? – upewnił się Snape.
- Nic, od razu zabrali go aurorzy – wyjaśnił Dumbledore. – Musimy poczekać na efekty przesłuchania. A przede wszystkim musimy się mieć na baczności. Zwłaszcza pani, panno Granger.
- Dobra jest, dyrektorze – zapewniła go Hermiona. – Dam sobie radę.

Jednak kiedy wyszła z narady u dyrektora, nie była już tego taka pewna. Coraz bardziej ogarniał ją niewiadomy niepokój. W czasie lekcji spoglądała na uczniów i zastanawiała się, który z nich mógł być wspólnikiem zabójcy: ten, tamten, a może ta z boku? Na którejś przerwie podeszła do niej Vesperia Blackbird.
- Pani profesor, dlaczego jest pani taka smutna? - zapytała zmartwionym głosem. – Czy panią też ktoś bije?
- To nic, Vesperio, czasem bywają takie dni – zbyła ją Hermiona.
- Ale nie będzie pani płakać? Ja nie chcę, żeby pani płakała! – i mała Ślizgonka przytuliła się niespodziewanie do swojej nauczycielki. Panna Granger poczuła nagły przypływ sentymentalizmu. Takie momenty, kiedy uczniowie autentycznie martwią się o ciebie, stanowią samą sól pracy pedagoga…
Jednak mimo przywiązania okazywanego przez co niektórych wychowanków Hermiona nie mogła pozbyć się myśli o odradzającej się hydrze śmierciożerstwa. Voldemort nie żył, ale widocznie jego następcy niekoniecznie zamierzali złożyć broń. Granger postanowiła dowiedzieć się więcej.
W czasie okienka siedziała w pokoju nauczycielskim z Remusem Lupinem, który czytał „Proroka Codziennego”, ale zostawił go na stole, wychodząc na ostatnią lekcję. Hermiona zajrzała więc do gazety, szukając jakichkolwiek ewentualnych wiadomości o odradzającym się śmierciożerstwie. Nic takiego nie znalazła, najbliższy czegoś podobnego był jedynie artykuł o tym, że w ostatnich miesiącach mugole w całej wesołej Anglii mają często okazję obserwować widmowych jeźdźców na niebie. Autor sugerował, że w istocie nie był to żaden, jak uważali mugole, Dziki Gon, tylko po prostu wybryki Blaise’a Zabiniego i jego gangu Mrocznych Miotłocyklistów, po czym zapytywał, gdzie byli rodzice oraz dlaczego aurorzy nic z tym nie zrobią.
Na ostatniej stronie widniało atrakcyjne zdjęcie Cho Chang w ciąży. To właśnie ono musiało być przyczyną, dla której Remus tak długo się w tę stronę wpatrywał i szukał jednocześnie czegoś w kieszeni. Hermiona musiała przyznać, że Cho po tych wszystkich latach wygląda wprost znakomicie. Już miała odłożyć gazetę, lecz jej wzrok przyciągnęło niepozorne ogłoszenie w rogu strony:
„Jak naprawdę wyglądał upadek najstraszniejszego czarnoksiężnika wszechczasów? Kto był cichym bohaterem, którego rola została całkowicie przemilczana jako niewygodna dla pewnych osób? Szokująca prawda – tylko w książkach: Ron Weasley i kamień filozoficzny, Ron Weasley i Komnata Tajemnic, Ron Weasley i więzień Azkabanu i następnych. Oferta specjalna – 19,99 funtów za tom, przy zakupie kompletu wysyłka gratis i w prezencie rozkładany portret Rona Weasleya na sofie”.
To ją po prostu szokło. Nie mieściło jej się w głowie, jak ktokolwiek może być tak perfidny, żeby na tragedii Rona – i jej samej, Hermiony – kręcić interes, ściągać kapustę i trzepać grubą kasę. Próbowała doczytać się adresu, ale niestety, była to tylko skrytka pocztowa gdzieś w Bristolu.
Nagle coś ją ruszyło. A co, jeżeli te dwie sprawy, próba zabicia Hermiony i teorie spiskowe dotyczące Rona, stanowią element większej całości? A tamten sen Malfoya? Dlaczego to wszystko wyłazi na światło dzienne akurat teraz? A jeśli wszystko to jest w jakiś sposób powiązane? Zrozumiała, że nie tylko jej może grozić niebezpieczeństwo. Trzeba ostrzec Harry'ego!

3 komentarze:

  1. Twoje opowiadania są genialne, nawet nie wiesz, jak się podekscytowałam, kiedy się zorientowałam, że oprócz Szóstego Domu istnieje Rock Me Severus (prawie poleciałam po marchewkę), czekam na kolejne rozdziały, język, oprawa graficzna, I NEED MORE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie mam trochę kłopotów z weną, ale spodziewam się wrócić po wakacjach :D

      Usuń
  2. Lily Luna Potter rozpoczyna czwarty rok nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Jest bardzo odważna, nie pozwoli sobą manipulować i potrafi bronić swoich przyjaciół. Znalazła już osoby, na których jej zależy. Czuje się w szkole jak w drugim domu. Jednak to właśnie ten rok zmieni jej życie i obróci wszystko do góry nogami. Co czeka młodą Gryffonkę? Czy poradzi sobie z przeciwnościami losu?

    Zapraszam : http://lilylunapotterhp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń